Katownia i wieża Więzienna

Katownia

Gdyby nie ponura sława i sąsiedztwo masywnej wieży, ów wysoki budynek o bogato zdobionym dachu i narożnej wieżyczce z kopułą zdawać by się mógł wcale przyjemnym, renesansowym pałacykiem. Do wewnętrznej strony zamykającego barbakan od południa muru dobudowano w XVI w. dwie kondygnacje ciasnych cel.

Więzienne cele

Indywidualnemu turyście trudno dostać się do wnętrza Katowni i wieży Więziennej, gdyż gospodarująca tam Katedra Kryminalistyki Uniwersytetu Gdańskiego na ogół udostępnia sale ekspozycyjne przede wszystkim umówionym wcześniej wycieczkom szkolnym i uprzywilejowanym grupom (np. kryminologom). Katownię warto jednak „zdobyć”. Można tego dokonać, „forsując” bramę od strony zachodniej (maleńki dzwonek na lewo od furty) albo telefonując do Katedry Kryminalistyki (tel.3014945, 3014733), gdzie być może uda się wynegocjować zgodę na zwiedzanie. Należy jednak pamiętać, że jej pracownicy mają właściwie co innego do roboty.

Jeśli już uda się przekroczyć masywne wrota wiodące na dziedziniec, należy być przygotowanym na naprawdę mocne wrażenia. Dopiero po zatrzaśnięciu drzwi człowiek uświadamia sobie solidną grubość ceglanych murów, dochodzącą miejscami aż do 3 m. Największe wrażenie robi rzekoma cela śmierci. Panuje w niej posępny półmrok, z którego wyłania się umieszczony pośrodku XVII-wieczny pieniek katowski i inne odpowiednie dla tego miejsca akcesoria – topór, stosik czaszek i sugestywnie ułożone pod zwisającymi ze ścian łańcuchami i okowami piszczele. Świadomość, że nie są to szczątki skazańców, lecz ofiar zarazy z początku XIX w., nie łagodzi bynajmniej ponurego wrażenia. Kiedy zaczyna się wydawać, że za moment sufit zacznie opadać, a wyobraźnia podsuwa obrazy z co mocniejszych horrorów, najlepiej wziąć głęboki oddech i opuść to miejsce. W sąsiedniej celi, tych, którzy pozostali, czekają dalsze emocje. Jakiś czas temu, fotografując to pomieszczenie, stwierdzono na negatywach obecność tajemniczej plamy (usytuowanej na prawo od wejścia), na pozytywie już niewidocznej. Naukowcy uważają, że owo zaciemnienie jest wywołane tajemniczym promieniowaniem murów; zwykli ludzie twierdzą natomiast, że to „zdjęcie” ducha. Zwiedzając cele, warto też zwrócić uwagę na zapiski naścienne, wydrapane przez więźniów w XIX w.

Katedra kryminalistyki

W wieży, przed drzwiami do jednej z sal wisi portret, na którym szczerzy w uśmiechu zęby Kojak – Telly Savalas. Radosny wyraz twarzy porucznika kontrastuje z tym, co kryje się za drzwiami – przekraczając próg, wkracza się bowiem w świat daleki od optymizmu.
Wewnątrz w gablotach wyeksponowano narzędzia zbrodni, rekwizyty samobójców, narzędzia do „włamów” itp.
Spore wrażenie robi broń skonstruowana domowymi sposobami; jeden z pistoletów ulepiony jest z chleba i zaczerniony pastą do butów – w ocenie laika prawie nie różni się od prawdziwego.
Rozmieszczone na ścianach fotograficzne portrety słynnych morderców przypominają makabryczne historie sprzed lat, kiedy to na Śląsku grasował Marchwicki, na Pomorzu zaś „Gdański Skorpion”.

Sensacyjnym eksponatem jest 150-letnia mumia mężczyzny, pochodząca z grobu ziemnego. Stanowi ona prawdziwą zagadkę dla specjalistów, ponieważ tajemnicą pozostaje, jakim cudem niezabalsamowane zwłoki tak dobrze zachowały się w zwyczajnym z pozoru grobie.

Dziedziniec

Nawet na dziedzińcu nie można odetchnąć po mocnych wrażeniach, bowiem tuż przy wieży otwierają się maleńkie drzwiczki wiodące do jamy żmij – głębokiej na 9 metrów celi, do której wrzucano skazańców. Czekano potem cierpliwie aż nieszczęśnicy umrą z wycieńczenia. Przy północnym murze zgromadzono natomiast „niekryminalne” fragmenty artystycznej kamieniarki, pochodzące z rozebranej bramy św. Jakuba. Spokojnie! Te straszne gęby to tylko rzygacze, które wypluwają deszczówkę. Ale dlaczego łypią oczami, tego nie wie nikt.

Z okazji święta miasta dziedziniec rozbrzmiewa szczękiem oręża – to członkowie gdańskiego bractwa pojedynkują się ku uciesze gawiedzi.

Na wieży

Osoby uparte i odważne mogą dostać się na szczyt wieży Więziennej, gdzie znajdują się dwie ogromne, ponure, a mimo to piękne sale. Upór przyda się do nakłonienia pracowników uniwersytetu, aby otworzyli drzwiczki wiodące na szczyt, a odwaga (nie mówiąc już o pewnej kondycji) potrzebna jest do wspinaczki po pogrążonych w upiornych ciemnościach schodkach, wymoszczonych… truchłami gołębi.

GDAŃSKIE POLOWANIA NA CZAROWNICE

Mimo sławy oświeconego i postępowego miasta, nie ustrzegł się Gdańsk tego procederu. Stos, na którym palono czarowników i czarownice, mieścił się w okolicach dzisiejszego Targu Węglowego. W XVI- i XVII-wiecznych księgach ławniczych przetrwały wzmianki o licznych procesach o czary, których ofiarami padały najczęściej kobiety z ubogich warstw społecznych, które w trakcie tortur przyznawały się do wszystkiego, co im zarzucano – także do intymnych kontaktów z diabłami. Ostatnią ofiarą była Anna Kruger, 80-letnia mieszkanka Starego Miasta, którą sąsiedzi posądzili o szkodzenie bydłu i nasyłanie złych duchów. Torturowana przyznała się do kontaktów z diabłem o imieniu Klaus i w rezultacie stanęła na stosie. Litościwy kat podłożył jej pod serce woreczek z prochem, skracając męki „ostatniej czarownicy Gdańska”. W opowieści o duchach, diabłach i czarach wierzył zarówno prosty lud, jak i wykształcone warstwy mieszczańskie. Zabobony wykorzystywano często do pozbycia się niewygodnych krewnych, np. teściowej czy niewiernej żony.