W wypadku Gdańska jest to specyficzna mieszanka potomków ludzi przybyłych tu po 1945 r. z terenów całej Polski, z Kaszub i ze wschodu, których umiarkowany patriotyzm lokalny pozwala na tolerowanie obcych i nie trąci szowinizmem ani małomiasteczkowością.
Miasto odkrywa się w trzech etapach. Pierwszym jest Śródmieście, czyli obszar między linią kolejową a odnogami Motławy, gdzie skupiają się najstarsze i najważniejsze zabytki starego Gdańska. Tu w pierwszej kolejności przybywają turyści i tu najczęściej wybierają się na spacer gdańszczanie. Drugi etap to Wrzeszcz – fascynująca na swój sposób dzielnica, gdzie nowe miesza się ze starym, a obok tradycyjnych peerelowskich wnętrz i wystrojów coraz odważniej objawiają się europejskie mody i zachodnie trendy. Zwiedzając Wrzeszcz na własną rękę, można zetknąć się z ciekawymi zjawiskami i obiektami nieopisywanymi zwykle w przewodnikach. Trzeci etap to Oliwa – mekka wielbicieli muzyki organowej – przepiękne zielone, pagórkowate plenery kuszące świeżością na wiosnę i olśniewające bogactwem kolorów jesienią. Zakłady przemysłowe, poza stocznią i portem, raczej odstraszają, podobnie jak gigantyczne osiedla mieszkaniowe na obrzeżach miasta – brzydkie, wielkie, nasuwające skojarzenia z księżycowym krajobrazem.
Powierzchnia miasta wynosi ponad 260 km2. Mieszka tu ponad 460 tysięcy ludzi. Jest w nim 6 wyższych uczelni: Uniwersytet Gdański, Akademia Medyczna, Politechnika Gdańska, Akademia Wychowania Fizycznego, Akademia Muzyczna i Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych.
Gdańsk zawsze był wyjątkowy. To tutaj właśnie uformowały się rządy patrycjatu mieszczańskiego i kupieckiego, dbającego o miasto bardziej niż Rzeczpospolita. W oparciu o obowiązujące w kolejnych epokach kierunki Gdańsk wykształcił swoją sztukę, modę i styl, co przejawia się we wszystkich dziedzinach życia. Dziś uwagę turystów przyciągają najbardziej obiekty i przedmioty związane ze „złotym wiekiem” grodu nad Motławą. W historii najnowszej przynajmniej dwa razy Gdańsk odegrał rolę miejsca, z którego bierze początek coś ważnego. Najpierw, w latach 60., wykreował wspaniałych artystów związanych z teatrzykiem Bim Bom – Kobielę, Fedorowicza, Cybulskiego i innych, a w latach 70. i 80. właśnie tu zainicjowano przełomowe zmiany polityczne i społeczne, które doprowadziły do upadku rządów komunistycznych w Polsce. Z Gdańska wywodzi się Lech Wałęsa, ksiądz Henryk Jankowski, Marian Krzaklewski, wielu liberałów z Unii Wolności oraz inni współcześni działacze polityczni i społeczni. W latach 90. Gdańsk nie dał się zepchnąć do roli symbolu: w okresie letnim z całego kraju i zza granicy przyjeżdżają do niego młodzi ludzie spragnieni morza i wolności. Coroczny Jarmark Dominikański dostarcza podobnych wrażeń jak średniowieczne odpusty, a co lepsze lokale goszczą marynarzy z całego świata. Od wieków to gwarne portowe miasto oferuje nieznane towary i wszelkiego rodzaju nowinki. W Gdańsku pogoda nigdy nie jest obojętna, zawsze przybiera jakąś konkretną formę: gdy wieje – to do urwania głowy, jak pada – to na całego, a jak świeci słońce – wszystko niebywale pięknieje. Stosunek emocjonalny do Gdańska, podobnie jak aura, też nie może być obojętny; nikt raczej nie powie na do widzenia: „No cóż, miasto, jak miasto”.
Klimat Gdańska
Najkrócej można go określić jako wietrzny, wilgotny i z częstymi zmianami temperatury. Wyróżnia się tu mikroklimaty: pasa przybrzeżnego, równiny deltowej Wisły i wysoczyzny.
Klimat na wybrzeżu w znacznym stopniu różni się od tego, jaki panuje w centralnej Polsce czy w górach. Ukształtowany jest pod przeważającym wpływem klimatu morskiego, czyli dużych mas powietrza napływających znad Atlantyku i w konsekwencji jest łagodniejszy. Zimy są cieplejsze, ale za to lata – niestety chłodniejsze, bowiem morze spełnia rolę termostatu. Zimą rzadko notuje się większe opady śniegu. Nad morzem, jak wiadomo, pogoda częściej się zmienia: przez kilka dni może pięknie świecić słońce, a potem nagle zaczyna siąpić (średnie opady są wyższe niż w głębi kraju). Mgły i mżawki pojawiają się najczęściej latem i jesienią. Najwięcej dni słonecznych występuje w okresie od maja do sierpnia, ale lepiej nie przesadzać z leżeniem plackiem na plaży. Zapobiegliwi turyści powinni zabrać więc nad morze zarówno krem z filtrem do opalania, jak i kurtkę przeciwdeszczową oraz chustkę na szyję.
Bursztyn
Słowo bursztyn pochodzi od niemieckiego Brennenstein, które oznacza płonący kamień. Po staropolsku nazywany był jantarem. Bursztyn ceniono już w czasach starożytnych. Grecy zwali go elektronem, a ponieważ potarty przyciąga skrawki papieru, więc po wiekach od tego właśnie słowa utworzono termin elektryczność. Rzymianie wyrabiali z tej kopalnej żywicy biżuterię, ozdoby, statuetki oraz amulety dla gladiatorów. Za czasów Nerona najmodniejszy był bursztyn o odcieniu złocistym, przypominającym kolor włosów ukochanej żony cesarza. Jantaru używano też do leczenia chorób oczu i żołądka. Dzisiaj maść bursztynową, a jeszcze lepiej nalewkę na bursztynie stosuje się przeciwko bólom „w kościach”. Słynny bursztynowy szlak wiódł z Pomorza Gdańskiego, przez Kalisz do starożytnego Rzymu. Na Pomorzu Zachodnim istniały być może w tym czasie „bursztynowe dróżki”, ale nigdy nie znajdowano tu dużych ilości jantaru. Na początku XIV w. powstały pierwsze cechy bursztyniarzy w Brugii i Lubece, a sto lat później w Gdańsku, Słupsku, Elblągu i Królewcu.
Bursztyn, o wiele starszy od samego Bałtyku, powstał mniej więcej 40 milionów lat temu. Jest żywicą jakiegoś drzewa iglastego z tamtych czasów, o którym niewiele wiadomo. Składa się w znacznym stopniu z węgla (79%), a także z tlenu, wodoru i odrobiny siarki. Jego kolor i stopień przejrzystości zależą od mikroskopijnych pęcherzyków powietrza – im więcej ich, tym bursztyn jest bardziej matowy. Białe bursztyny zawierają dużą ilość wyjątkowo małych pęcherzyków. Czasami znajduje się bryłki z zatopionymi żyjątkami lub roślinami – dzięki tym znaleziskom można choć częściowo odtworzyć tajemniczy świat trzeciorzędu.
„Na strąd”
Na bursztyny (czyli – jak mawiają Kaszubi – „na strąd”) trzeba wybierać się po sztormie, ale tylko po takim, podczas którego wiały wiatry północno-wschodnie. Najlepiej zbierać o czwartej lub piątej nad ranem: po pierwsze, można wtedy ubiec wszystkich innych, po wtóre – przy świetle latarki łatwiej znaleźć upragniony jantar, który w przeciwieństwie do zwykłych kamyczków, odbija światło. Nocna eskapada (zwłaszcza po plaży w Stogach) jest jednak ryzykowna o tyle, że można natknąć się na grupy niebezpiecznych dla konkurencji zbieraczy-gangsterów, metodycznie rozkopujących wydmy. Bursztyny w słońcu lekko błyszczą i są lżejsze od kamieni czy szkiełek tych samych rozmiarów. Najczęściej występujące malutkie bryłki trudno jednak odróżnić od kamyków, więc aby „potwierdzić” autentyczność znaleziska, najlepiej potrzeć go o wełnę i sprawdzić, czy przyciąga skrawki papieru.
„Istnieje wiele gatunków bursztynu. Wśród nich najlepszym zapachem odznacza się biały. Wyżej cenione są odmiany czerwone, ale jedynie wtedy, gdy blask ich nie jest zbyt mocny. Podobają się takie, które są podobne do ognia, nie będąc nim. Największym powodzeniem cieszy się bursztyn falernejski, mający kolor wina i od niego tak nazwany. Przezroczysty, odznacza się łagodnym blaskiem, może też cieszyć się odcieniem warzonego miodu.” – Pliniusz Starszy, Historia Naturalna.